Niall:
Dwa tygodnie. Tyle jeszcze zostało do powrotu dziewczyn do
Polski. Wraz z wakacjami kończy się ich pobyt tutaj, w Anglii. Natomiast, ja
głupi zmarnowałem ostatnie pięć dni, na „dawanie czasu” Julii. Nie odezwała
się. Natalia zresztą też nie, co jest dziwne. Powinny walić do nas drzwiami i
oknami, jako Directioners, ale… nie waliły. Westchnąłem i przeciągnąłem się na
kanapie. Czas najwyższy jechać do ich mieszkania. Nie chciałem tego tak
zostawić, bo mi na niej zależało. Znam ją tak krótko i to głupie z mojej
strony, ale wydaje mi się, że ją naprawdę kocham. To co zdarzyło się tamtego
dnia nie powinno w ogóle przerodzić się w kłótnię. Starałem się ją zrozumieć,
ale nie mogłem. W zasadzie chciałem ją uchronić od tego wszystkiego, co by ją
czekało. Od tych negatywnych komentarzy ze strony prasy, fanek i innych ludzi.
Miałem świadomość, że powiedziałem to także z innego powodu. Bałem się jakie
byłyby tego konsekwencje, gdybym oświadczył coś takiego bez zgody menadżerów. Teraz przyjdzie mi się
z tego tłumaczyć. Oczywiście zrobię to, bo chodzi o Julię, która wtargnęła w
moje życie i je cholernie skomplikowała. Wstałem i udałem się w poszukiwaniu
kluczyków do samochodu.
***
Zadzwoniłem do mieszkania i czekałem aż w końcu ktoś mi
otworzy. Nie było łatwo o tej porze przebyć niezauważenie dość spory odcinek
Londynu. To cud, że nikt mnie nie zauważył. Usłyszałem czyjeś kroki i chwilę
potem zza drzwi łypnęła na mnie para oczu z bardzo podejrzliwym spojrzeniem.
Wzdrygnąłem się, uświadamiając sobie, że ten ktoś kto ostrożnie wychyla się na
zewnątrz ma siwe włosy i bardzo poważny wyraz twarzy.
- Słucham, panie… ? - odezwała się starsza kobieta,
wychodząc wreszcie zza drzwi i prezentując się w całej swej okazałości.
- Niall Horan – przedstawiłem się i mimo woli rozejrzałem na
boki. Mam syndrom „wiecznie śledzonego celebryty”, uśmiechnąłem się pod nosem
na tę myśl. Kobieta chwyciła się pod boki i zlustrowała mnie od stóp do głów.
Zastanowiłem się przez chwilę, czy wyglądam jakoś niepokojąco, skoro jakaś
babcia, podejrzewa mnie o bycie terrorystą. Znowu usłyszałem jak ktoś zbliża
się korytarzem. Chwilę później ujrzałem Natalię i odetchnąłem z ulgą.
- Niech go pani wpuści, pani Williams. To ten, o którym
rozmawiałyśmy – powiedziała, konsumując jabłko. Mrugnęła do mnie, wzięła za
rękę i pociągnęła do środka.
Obejrzałem się za starszą panią, która kręciła z oburzeniem
głową. Zorientowawszy się, iż jest obserwowana, podniosła na mnie wzrok i
pogroziła mi palcem. Przełknąłem nerwowo ślinę. Poczułem się jak w przedszkolu,
gdy byłem karany za zbyt głośne zachowywanie się.
- Chyba przyszedłem nie w porę – zwróciłem się do dziewczyny
prowadzącej mnie do salonu.
- Siadaj, nie gadaj – mruknęła i pobiegła zapewne po swoją
siostrę. W tym czasie niejaka pani Williams dotarła do pokoju i spiorunowała
mnie wzrokiem. Rozejrzałem się dookoła i dopiero po chwili zreflektowałem się o
co może jej chodzić. Usiadłem najwidoczniej na jej apaszce. Uśmiechnąłem się
nerwowo do kobiety i szybko wyciągnąłem chustę spod mego tyłka. Starsza dama
podeszła do mnie i wyrwała mi ją z rąk, demonstracyjnie otrzepując ją „z
brudu”.
- Przepraszam za to – zdecydowałem się odezwać. Wskazałem
ręką na jej cenną apaszkę.
- Nic się nie stało – odpowiedziała, a z jej tonu wyraźnie
dało się odczytać, że uważała co innego. Onieśmielony rozmową z tą dziwną
panią, spuściłem głowę i pokornie czekałem na przybycie osoby, na której mi
zależało. Po pięciu minutach do salony weszła Julia w znoszonych dżinsach i
luźnej błękitnej koszuli. Serce zaczęło mi bić mocniej na jej widok. Podniosłem
się z siedzenia i ruszyłem w jej kierunku..
- Chodź za mną – powiedziała i nie czekając aż dojdę ruszyła
z powrotem.
Znaleźliśmy się zapewne w jej tymczasowym pokoju. Na łóżku
było pełno porozrzucanych ubrań oraz laptop. Na biurku natomiast dostrzegłem
jakieś zapełnione kartki oraz mnóstwo ołówków.
- Rysujesz?
- Trochę – zobaczyłem jak się lekko zaczerwieniła.
- Mogę zobaczyć? – wskazałem palcem w kierunku wcześniej
spostrzeżonych kartek. Kiwnęła twierdząco głową, więc chwilę później schwyciłem
rysunki i zacząłem je przeglądać. Były naprawdę niezłe. Spojrzałem na nią z
rosnącym podziwem. Ja nigdy nie miałem do tego ręki. Jestem kompletnym
beztalenciem, jeśli chodzi o rysowanie i malowanie. Po przejrzeniu wszystkich
prac, jeszcze raz rzuciłem oko na biurko. Dostrzegłem kolejne prace, przykryte
dwoma książkami, które już mnie tak nie interesowały. Kiedy chciałem je stamtąd
wyciągnąć, Julia nagle się ożywiła i rzuciła w moją stronę. Odepchnęła mnie od
stolika i zasłoniła sobą resztę rysunków.
- Tamte już nie – powiedziała dobitnie i wyciągnęła mi z
ręki te obrazki, które już wcześniej przejrzałem. Zaczęła je wyrównywać, jednak
co chwila, jakaś pojedyncza kartka wyślizgiwała się jej z rąk.
- Dlaczego nie? – zacząłem być dociekliwy. Co tam tak
chowała?
- Bo nie. Nie będziesz ich oglądał i koniec.
- Właśnie, że będę – zaśmiałem się i spróbowałem obejść
biurko. Julia odrzuciła trzymane w ręce prace i znowu zablokowała mi drogę.
Podszedłem bliżej i jeszcze bliżej, aż prawie stykaliśmy się nosami. Widziałem
jak purpurowieją jej policzki i jak jej oddech przyspiesza. Nachyliłem się i
szepnąłem jej do ucha:
- Naprawdę nie dasz mi ich zobaczyć?
Drgnęła, ale stanowczą pokręciła głową na znak protestu.
– Zatem będę musiał to załatwić siłą – powiedziałem i
chwyciłem ją za biodra, unosząc wysoko w górę. Zaczęła piszczeć, ale rozbawiony
nie puszczałem jej jeszcze przez kilka sekund. Obserwowałem jak bezskutecznie
próbuje mi się wyrwać, jak na zmianę zaciska i rozluźnia ręce, jak pięknie się
złości. W końcu postawiłem ją z powrotem na ziemi i szybko podbiegłem do
biurka. Wyciągnąłem rysunki i skamieniałem. Było ich mnóstwo, a każdy…
przedstawiał mnie. Nie mogłem wydusić z siebie słowa. Stałem tam jak wryty,
oglądając coraz to nowe moje portrety.
- Julia… ty – chciałem powiedzieć coś pięknego,
poruszającego, coś co przyćmi te ostatnie dni niezgody między nami, ale nie
mogłem ubrać tego w słowa. Nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Zobaczyłem, że w jej oczach zebrały się łzy i poczułem ucisk w sercu.
- Przepraszam, Julia. Nie wiedziałem, że tak bardzo ci
zależało na tym, żebym nie zobaczył tych rysunków. Spójrz na mnie – zbliżyłem
się i lekko dotknąłem jej ręki.
- Nie chodzi o to. Ja po prostu byłam taka głupia. Nie
powinnam robić ci wyrzutów z powodu tego co powiedziałeś. To prawda, jesteśmy
tylko znajomymi. Nie potrzebnie w ogóle
zawracam ci głowę, przecież niedługo wyjeżdżam i tylko się łudzę, że to może
trwać wiecznie. Dlatego się nie odzywałam. Obie z Natalią stwierdziłyśmy, że to
bez sensu.
- Nie.
- Co? – zdziwiła się i spojrzała na mnie z pytaniem w
oczach.
- To nie jest bez sensu. Posłuchaj, sam tu przyjechałem, z
własnej woli. To chyba coś znaczy, tak? Jestem tu, bo chciałem cię przeprosić.
To była moja wina. Powinien być delikatniejszy lub ostrzec się, że coś takiego
może się zdarzyć i co w takiej sytuacji wypada powiedzieć. Kłamstwo nie jest
dobre, ale uwierz, że tak jest lepiej.
- Wiem, Niall – przerwała mi i uśmiechnęła się smutno. –
Tylko, że to wszystko nie ma sensu. Ile mnie znasz? Trochę ponad miesiąc. Za
chwilę zniknę z twojego życia i ty o tym zapomnisz. Ja natomiast będę miała
złamane serce, bo mimo że spędziłam najpiękniejsze chwile mojego życia, to
miałam nadzieję na coś więcej. To jest chore. Nawet nie wiem kim dla ciebie
jestem!
Nie myśląc nad tym co robię, objąłem ją mocno i pocałowałem.
Ona się myliła. Była dla mnie kimś więcej niż zwykłą znajomą. Pragnąłem by ta
chwila trwała wiecznie. Poprzez ten pocałunek chciałem jej przekazać swoje
emocje, to co czuję.
- Nie zostawiaj mnie – szepnąłem, kiedy się od siebie
oderwaliśmy.
Usłyszałem jak Julia płacze i nie może się uspokoić.
Gładziłem ją delikatnie po włosach, nadal tuląc ją w ramionach. Poczułem jak
moja koszulka zaczyna być wilgotna od łez dziewczyny.
- Gdybym tylko mogła tutaj zostać – wyszlochała. Wiedziałem,
że jeśliby to zależało do niej, to nie zastanawiałaby się ani minuty. Nie
chciałem jej wypuścić. W tak krótkim czasie stała się dla mnie bardzo ważną
osobą. To nie mógł być przypadek. – Niall?
- Tak?
- Wierzysz w przeznaczenie?
- Oczywiście – odpowiedziałem. Julia uśmiechnęła się
promiennie. Jeśli wcześniej bym się w niej nie zakochał, to właśnie teraz bym
to zrobił.
Natalia:
- Przepraszam bardzo, ale gdzie wy mnie zabieracie? –
oburzona spojrzałam na tę dwójkę, która dopiero co wyszła z pokoju po
niepokojącej chwili ciszy i już próbowała mnie porwać.
- Do chłopaków. Chyba macie coś do omówienia, nie? – Niall
wyszczerzył się, a ja mimo wielkiej miłości jaką go darzę, miałam ochotę mu
przywalić.
- Przepraszam bardzo, ale od kiedy jesteście pogodzeni? –
oni są bulwersujący. Nie nadążam. Raz tragedia, raz komedia.
- Od kilku minut i lepiej tego nie psuj – Julia
zachichotała, a ja przewróciłam oczami.
- Przepraszam bardzo, ale w tym wypadku, chcecie wyprosić
panią Williams z mieszkania? – nie da się ukryć, że byłam w nie najlepszym humorze.
- Nie ma problemu, akurat się zbierałam, bo mam do wyprania
pewną rzecz – oznajmiła starsza kobieta wymachując swoja apaszką na prawo i
lewo.
***
- Przepraszam bardzo, ale chcę siedzieć z przodu –
zakomunikowałam, kiedy zmusili mnie do wyjścia z budynku.
Julia odwróciła głowę w moją stronę.
- Znaj swoje miejsce, kobieto – zażartowała. Udałam obrażoną
i rozłożyłam się na tylnym siedzeniu. Podparłam policzek na łokciu i
zastanawiałam się, co niby mam do załatwienia z chłopakami, bo ja bynajmniej
nic takiego sobie nie przypominam. Kręciłam się nerwowo i co chwila poprawiałam
pas. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, ociągałam się z wyjściem z samochodu.
Sama siebie zadziwiam. Powinnam biec co sił w nogach, do moich idoli, a nie
odwalać takie cyrki. Jestem idiotką, to chyba oczywiste. Westchnęłam i w końcu
zmusiłam się do wejścia do domu. Ściągnęłam buty w holu i ruszyłam dalej… jak
zwykle do salonu. Weszłam… i zaraz wyszłam, bo jedynymi osobami, które tam
przebywały były Julia i Niall, którzy zbyt zachłannie się całowali, jak na mój
gust. Dopiero co ma droga siostra, zapewniała, że to koniec, że to był ostatni
raz, kiedy ich widzimy, żebym się nie łudziła, że oni się do nas odezwą.
Następnym razem zakleję jej usta taśmą i włączę telewizor na cały regulator, aby
nie słyszeć o jej durnych planach. Miałam zamiar wyjść na górę, kiedy ktoś
złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę kuchni.
- Stęskniłem się – powiedział Zayn, a mi natychmiast zmiękły
kolana. Co ja poradzę, że mam do niego słabość. To musi być sen, to musi być
sen. Otworzyłam oczy, ale on nadal stał przy mnie i do tej pory trzymał moją
dłoń. - Czemu nie odbierałaś telefonów?
- Miałyśmy plan zerwania z wami kontaktu „zanim będzie za
późno”, ale, jak pewnie zauważyłeś, nie wypalił – mruknęłam i machnęłam ręką w
stronę salonu.
- I bardzo dobrze – odparł Zayn intensywnie się we mnie
wpatrując. Poczułam się onieśmielona i spuściłam wzrok. Zapadła między nami
cisza. W zasadzie nie wiem, co się stało na ostatniej imprezie. Julia opowiedziała
mi, to co sama wiedziała. Według jej relacji, ten czas spędziłam głównie w
towarzystwie Zayna oraz Harrego i do tego byłam pijana. Wolę sobie tego nie
wyobrażać. Za to dużo bym dała, aby dowiedzieć się o czym teraz myśli Malik.
- Ty za mną nie tęskniłaś?
- Czemu tak myślisz? – czułam jak pieką mnie policzki. To
chyba oczywiste, że cały czas o nich myślałam. W końcu to ONI, moi idole, bez
względu na wszystko. W dodatku Zayn, jest tym… wyjątkowym?
- Bo nie rzuciłaś mi się w ramiona, nie zaczęłaś piszczeć ze
szczęścia, nawet się nie uśmiechnęłaś – zaczął wyliczać chłopak.
- Dobra, przyznaję. Powstrzymywałam się trochę.
Zayn jakby tylko czekając na te słowa, podszedł bliżej.
Objął mnie w pasie, jego czoło dotykało mojego. Spojrzałam w jego cudowne,
brązowe oczy i od tej pory byłam pewna, że nie dam rady wrócić do normalności,
po tym wszystkim, po spotkaniu ich, na czele z Zaynem Malikiem. Nie mogłam
sobie wyobrazić naszego pożegnania, a zostało już tak mało czasu. Może jednak
popełniłyśmy błąd, że znowu tu przyjechałyśmy. Trzeba było z tym skończyć w
porę, a teraz… jest już za późno. Przestałam o tym wszystkim myśleć w chwili,
kiedy jego usta dotknęły moich. Zapewne przewróciłabym się z wrażenia,
gdyby nie to, że mulat mnie obejmował. Wprawdzie
pocałowaliśmy się już wcześniej, ale niewiadomo czemu wydawało mi się to
wymuszone. Pewnie by tego nie zrobił, gdyby nie moja sławetna przemowa przed
ich łazienką. Wtedy pomyślałam, że zrobiło mu się mnie żal. Ten pocałunek
zmienia postać rzeczy.
Harry:
Chciałem po prostu wejść do kuchni i zrobić sobie kanapkę.
Czy to tak wiele? Czy musiałem natrafić akurat na taką scenę? Zacisnąłem pięści
i bezceremonialnie wszedłem do pomieszczenia. Przechodząc koło tej dwójki
popchnąłem „przypadkiem” Zayna, który nie mógł oderwać się od Natalii.
- Co ty wyprawiasz? – ocknął się tamten i spojrzał na mnie
już nieźle wkurzony.
- Blokowałeś mi dojście do lodówki – spojrzałem na niego
wyzywająco, dając mu do zrozumienia, że gówno mnie obchodzi, czy mu w czymś
przeszkodziłem, czy nie.
- Tak?
- Tak.
- Słuchaj, Harry. Nie wiem o co się złościsz. Chyba widzisz,
że ona woli mnie, więc przestań wymyślać coraz to nowe pomysły, aby zepsuć to
co jest między mną a Natalią – prychnąłem zirytowany. Jak można zepsuć, coś co
nie istnieje?
- Jedyne co jest między wami, to papierek po batoniku –
zakpiłem i wskazałem na podłogę. Zayn zacisnął usta i ruszył w moją stronę.
Zapowiada się kolejna sprzeczka, westchnąłem.
- Bardzo śmieszne. Odwal się, słyszysz?! Zachowujesz się jak
jakiś zadufany w sobie idiota! – wykrzyknął mi w twarz, a ja nadal się
uśmiechałem. Zayn wkurzony moim zachowaniem, popchnął mnie do tyłu. Mina od
razu mi zrzedła. Niech nie przesadza.
- Chłopaki, przestańcie! Odbiło wam? – Natalia znalazła się między
nami i teraz trzymała nas na dystans. – Nie kłóćcie się, proszę.
Przeczesałem ręką włosy i wzruszyłem ramionami. Zayn natomiast
przygarnął do siebie Natalię i już miał wychodzić, jednak nie dałem im takiej
sposobności.
- Chcę z nią na chwilę porozmawiać. Chyba mi nie zabronisz,
nie? – Malik zazgrzytał zębami, ale zostawił nas samych.
Podszedłem bliżej Natalii, zastanawiając się co powinienem
powiedzieć.
- Nie chwaliłaś mi się, że jesteście z Zaynem już na „tym
poziomie” znajomości.
- A miałam taki obowiązek? – pokręciłem głową. Strasznie
pyskata z niej dziewczyna, więc dla czego tak mi na niej zależy?
- Może… - odpowiedziałem, celowo robiąc jeszcze krok do
przodu.- Zastanawia mnie jedno. Zgodziłaś się ze mną umówić, a teraz jak gdyby
nigdy nic, całujesz się z Zaynem. Po co w takim razie chciałaś iść ze mną na
randkę?
Odwróciła głowę, a na jej policzkach pojawiły się dwa
wielkie rumieńce.
- Czyli nie jestem ci obojętny? To dobrze, bo już miałem
sobie odpuścić – powiedziałem i chciałem ją przytulić, jednak ona mnie odepchnęła.
Zdziwiony uniosłem brwi.
- To chyba jasne, że nie jesteśmy mi obojętny. Jesteś moim
idolem, Harry. Kocham cię, tak samo jak kocham Nialla, Liama i Louisa. Jednak
to Zayn jest dla mnie tym szczególnym. Powinieneś to zrozumieć. Przepraszam –
cała drżała, a ja nie mogłem przełknąć tych słów. Nie chciałem w nie wierzyć.
- Będziesz tego żałować, bo widzisz… zostało wam ile? Tydzień,
dwa i znikniecie z naszego życia. Na co liczysz, że Zayn pojedzie za tobą do
Polski? To jest po prostu śmieszne. On o tobie zapomni i to szybko. Zresztą to
samo pewnie stanie się z Julią i Niallem. Wierzysz, że ten „związek” przetrwa?
Jak dla mnie, to oni się bawią waszym kosztem. Och zapomniałem, przecież wy i
tak im wybaczycie, to wasi idole. Przynajmniej będziecie miały co wspominać –
skończyłem i zdenerwowany ruszyłem w stronę wyjścia.
- I twoim zdaniem, do
tego by nie doszło, gdybym była z tobą?
- Tak, właśnie tak.
- Z jakiego niby to powodu?
- Bo ja bym za tobą pojechał! – krzyknąłem.
- Skąd pewność, że on tego nie zrobi? – nie dawała za
wygraną. Uśmiechnąłem się z goryczą.
- Bo go znam.
_________
Nie będę już przepraszać. Szczerze mam tego dość. "Mam" 35 "czytelników", którzy nie są łaskawi wyrazić swojej opinii, ani jednym słowem i jedynymi osobami, na które w tej sytuacji mogę liczyć jest jak widać pod ostatnim postem rzesza Anonimów i Asuria. Dlatego chcę im podziękować. Przynajmniej widzę, że ktokolwiek to c z y t a. Wyobraźcie sobie, że pisanie bez reakcji z Waszej ze strony jest dla mnie gówno warte! Rozumiem, gdybym miała dziesięciu członków, że nie mogę wymagać cudów, ale 35! 35 i nic! ZERO! To naprawdę boli. Staram się, poświęcam swój czas i wiem, rzadko dodaję, ale skoro tak to Wy jeszcze rzadziej piszecie komentarze! Tak, jestem zła, ale przede wszystkim jest mi bardzo przykro. Po prostu nie chciałam i nie chcę Was zmuszać do czegoś w stylu 30 komentarzy = następny post. Pewnie i tak by to nie zadziałało. Kiedyś zależało mi na tym blogu i cieszyłam się na myśl, że dodam nowy rozdział, bo wiedziałam, że ktoś go skomentuje. Wiele osób, które bardzo ceniłam odeszło stąd i tym bardziej jest mi przykro. Może rzeczywiście piszę tak beznadziejnie, że tylko garstce z Was chce się komentować. Nie wiem. Nieważne.
A.